sobota, 28 czerwca 2014

Uszcześliwiający, zdrowy deser. .



W taką pogodę nie mam ochoty nic jeść. Nie zaprzeczę, owoce są zdrowe. Stworzyłam więc pełen nich z nutą mięty, orzeźwiający deser na bazie jogurtu z odrobiną białej czekolady i limonki, a do tego dwa rodzaje orzechów.


Limonkowy jogurt z musem i owocami
(dwie porcje)

mały pojemnik jogurtu greckiego
limonka
3 kostki startej białej czekolady
łyżka golden syrup

125g malin
125g truskawek
10 listków mięty

2 morele
kilka porzeczek
garść migdałów
pół garści pistacji

Z limonki zetrzyj skórkę, wyciśnij sok, połącz z jogurtem, czekoladą i golden syrupem.
Połowę malin zmiksuj z truskawkami i miętą. Morele pokrój na kawałki, migdały i pistacje przesiekaj. Na dno wyłóż migdały, następnie maliny, potem zalej limonkowym jogurtem, następnie musem, a na końcu udekoruj pistacjami. Schłodź w zamrażarce, jeśli chcesz.

.................................................................................

Gardzę, a jednocześnie potrzebuję.
Powinnam, a jednocześnie nie potrafię.
Chcę przestać, ale coś mi przeszkadza.
Szukam, ale ciągle się gubię.
Jestem szczęśliwa, a może udaję?

Szczęście spotyka mnie dzwoniąc czy chcę wyjechać na weekend do czterogwiazdkowego hotelu, za który zapłacą, na finał blogerchefa i piknik blogerów; dając mi za darmo truskawki i morele w warzywniaku na skrzyżowaniu; kiedy słyszę, jak ktoś się cieszy na widok wzorka na kawie w pracy; kiedy gram twardą i mi to wychodzi.

Ale nic się nie zmienia, ciągle ta głupia melancholia, chwilowe uniesienia przeplatane wewnętrznym smutkiem, nie wychodzącym na spacer.

Będę jednak walczyć, warto, jeszcze 6 miesięcy z trucizną.

Pozdrawiam,
[muffinka.]


PS
A Ty kiedy mnie odwiedzisz we Franzu Kawce?

poniedziałek, 23 czerwca 2014

25 h w Berlinie - Salumeria Rosa i Primark.







 
Jeśli kawa to espresso,
jeśli facet to nie na długo,
jeśli zakochanie to tak, żebym nie wiedziała,
jeśli miłość to tylko w bajkach dla dzieci,
jeśli Berlin to Primark... opisywać tego nie będę. Z efektu 6 godzinnych zakupów jestem zadowolona, z przebiegu ani trochę.
 
Po 18.00 docieram do Berlina, z ponad godzinnym opóźnieniem, wyjmuję mapę i powoli zmierzam do hotelu, mając w planach zahaczyć i jakąś knajpkę. Zachęca mnie Salumeria Rosa, włoska restauracja, napisem "domowe makarony", po niemiecku oczywiście. Zamawiam tagiatelle z pesto, suszonymi pomidorami i orzeszkami pinii.
Dawno nie jadłam tak dobrej pasty. Jedyne co miałam im do zarzucenia to niepodgrzane talerze, przez co makaron szybciej wystygł, a ja jem bardzo powoli - slow food :)
Następnie, tradycyjnie, zamówiłam espresso. W Niemczech trzeba się upomnieć o wodę do tego rodzaju kawy, piłam je w trzech miejscach i nigdzie nie dostałam jej od razu. Polubiłam to. Przecież nie można lubić kawy i nie pić espresso! Musi być tylko odpowiednio zaparzone i podane.
Wieczorem zwiedzam okolice hotelu, niestety nie ląduję w centrum, następnego dnia również. Ledwo zdążam na autobus, kupuję w automacie mix mini żelków haribo, wsiadam, podjadam i zasypiam, dojeżdżam i jak na razie więcej podróży nie planuję, a już na pewno nie do Berlina.

 


Pozdrawiam,
[muffinka.]

piątek, 20 czerwca 2014

7 godzin w Pradze.

original coffee by mamacoffee





bakeshop


grand cafe orient
 
cafe slavia



Praga,
przyjazd o godzinie 13.40, dowożą mnie na plac Wacława, jestem bez mapy, zaczynam gubić się w czeskiej stolicy. Cel numer 1 : Grand Cafe Orient na Ovocný trh 569/19, cały czas prosto i w którąś w lewo. Po kilkuset metrach skręcam, nie w tą ulicę, ale po jakimś czasie, dzięki uprzejmości ludzi, dostając po drodze kanapkę z hummusem, który jadłam pierwszy raz w życiu, docieram na miejsce. Czytałam, że zjem tam najlepszy w Pradze strudel z jabłkami, lodami, bitą śmietaną i sosem karmelowym. Zamawiam do tego cappuccino, ponieważ nie wiedzieli, co to flat white. A szkoda. Zauważam na każdym stole popielniczki, myślę sobie czyżby można było tu palić? Kelner potwierdził moje przypuszczenia i odpalił mi papierosa, po zjedzeniu ciasta oczywiście, które miało ciekawą strukturę, delikatne cynamonowe wnętrze, idealnie łączyło się z roztapiającymi się powoli lodami, bitą śmietaną i karmelem. Baristy najlepszego niestety nie mieli, wzorków na wierzchu nie wymagałam, ale dobrze spienionego mleka. W Czechach podaje się kawę z wodą, na srebrej, małej tacy.
Palę więc papierosa notując w świeżo kupionym zeszycie moje ostatnie 2,5 miesiąca. Praga była na to dobrym miejscem i w końcu nic mnie nie goniło, mogłam spokojnie spojrzeć wstecz. Krótka pogawędka z kelnerem, płacę i ruszam dalej. Cel numer 2: Bakeshop na Kozi 1. Wytłumaczono mi jak tam dotrzeć, lecz niestety moja orientacja w terenie, pomimo jednego obozu harcerskiego, zawiodła, co nie oznacza, że się poddałam!
Przez przypadek, błądząc, znajduję się na rynku, gdzie zaczepia mnie jakiś dziwny pan przebrany za jeszcze bardziej dziwne zwierzę. Zaglądam do kilku miejsc, gdzie tylko widzę cokolwiek z  Franzem Kafką, bo przecież kawiarnia, w której pracuję ma nazwę od niego - Franz Kawka.
Na mapie widzę, że cel znajduje się na przeciwko James Dean cafe. Nie mam ochoty nic jeść, kupuję tylko walnut sourdough roll - mały chlebek z orzechami włoskimi, robię zdjecia i kieruję się celu numer 3: Cafe Slavia na Národní 1012/2, gdzie docieram po 2 godzinach, robiąc zbędne kilometry, myląc mosty, które zaowocowały ciekawymi zdjęciami. Tam spotykam się już z moim tatą, zamawiamy typowe dania dla czeskiej kuchni. Dla mnie szyja wieprzowa z ziemniaczanym plackiem i białą kapustą, która okazuje się być smażoną kiszoną. Dla taty gulasz wołowy z knedlickami. Pytam się kelnera, co jadał tu Franz Kafka, bo to miejsce, w którym za życia przesiadywał, niestety nie wie i każe mi sprawdzić w internecie.
Cel numer 4: Original Coffee by Mamacoffee na Betlémská 12. Pierwszy raz dochodzę do kawiarni bez błądzenia. Surowy wystrój, lawenda na stoliku, ciasta i kawa. Minimalizm w idealnej formie. Dziwi mnie flat white podany w szklance, pytam baristy dlaczego nie w filiżance. Okazało się, że nie wiedziałam, że flat white wymyślili anglicy i podają ten rodzaj kawy w taki sposób.
20:40 autobus powrotny. Powoli zmierzam ku dworcowi, okrężną drogą, zupełnie przypadkowo, dostając po drodze za darmo do degustacji kiełbasy, jakich dotąd nie miałam okazji spróbować. Z buffallo, z sarny, z jelenia i z bambi - co zasmuciło mnie odrobinę, powracając myślami do dzieciństwa. Wniosek po zjedzeniu? Wolę jednak naszą kiełbasę, a z udziwnień kiełbasę ze strusia.
W markecie kupuję cydr z hasłem : CIDER YOUR LIFE, pistacjowy budyń i kilka innych czeskich produktów.
 
Miałam jeszcze kilka miłych albo dziwnych sytuacji, ciekawe co wydarzy się dziś i jutro w Berlinie, do którego właśnie zmierzam gdy to czytasz.
 
A między zmienianiem granic polsko-czeskich i polsko-niemieckich, zaczynam się zastanawiać czy sobie jakichś granic nie wyznaczyć. Doświadczyłam ostatnio potencjalnego szczęścia, dzięki któremu każda część mojego ciała się uśmiecha. Chciałabym je zatrzymać w garści, ale wiadomo, że to niemożliwe, bo każde szczęście potrafi latać i może znów zniknąć.
 















Pozdrawiam,
[muffinka.]

środa, 18 czerwca 2014

Sernik z białą czekoladą.


Kremowy, prosty sernik z białą czekoladą na kruchym, maślanym spodzie.



Sernik z białą czekoladą

kruchy spód:
100g masła
150g mąki pszennej
50g cukru pudru
żółtko

masa:
1 kg sera waniliowego na sernik
200g białej czekolady rozpuszczonej w kąpieli wodnej
4 jajka
100-120g cukru
cukier waniliowy
łyżeczka prawdziwej esencji waniliowej

Zagnieć kruche ciasto i schowaj do zamrażarki na czas przygotowywania masy serowej. Nagrzej piekarnik do 200 stopni.
Połącz składniki masy serowej trzepaczką.
Przygotuj tortownicę: spód wyłóż papierem do pieczenia, boki spryskaj tłuszczem w sprayu, wyłóż kruchym ciastem, ponakłuwaj je. Piecz 10-15 minut.
Następnie wylej masę serową i piecz godzinę w 160 stopniach.

Aby otrzymać przeuroczy wzorek odłóż odrobinę masy serowej, podziel na dwie części i wymieszaj z barwnikami. Resztę owieję tajemnicą :)

...............................................

Z tym płakaniem ostatnio było różnie, prawie wcale, ale żeby płakać ze szczęścia i skakać z radości z powodu jednego głupiego telefonu od byłego pana A., który nie wiadomo jakie skutki przyniesie?
No głupota i miłość do której się nie przyznaję, w którą nie wierzę to też głupota.

Sinusoida zdecydowanie w dół nie zmierza, w tym tygodniu dobroci - bo kiedy to czytasz siedzę w pięknym, czerwonym polskim busie i jadę do Pragi, pozwiedzać kawiarnie, między innymi Cafe Slavia, w której przesiadywał Franz Kafka (to od niego wzięliśmy nazwę naszej kawiarni Franz Kawka). Jest to w sumie kilka dni spełniania moich małych marzeń, bo jak na razie byłam tylko w Anglii, w Manchesterze i Liverpoolu, a pod koniec tygodnia oprócz Czech zaliczę jeszcze Berlin, gdzie oprócz kulinariów, głównym celem jest Primark - odrzekła zakupoholiczka :)

Pozdrawiam,
[muffinka.]

piątek, 13 czerwca 2014

Razowa szarlotka.


Kruchy, maślany, razowy spód, waniliowo-cytrynowo-cynamonowe jabłka i kruszonka. To ciasto to nie grzech! A dziś można go skosztować we FRANZU KAWCE, na ciepło z gałką lodów.



Razowa szarlotka

200g masła
150g mąki pszennej
150g mąki pełnoziarnistej
2 żółtka
100g cukru pudru

50g płatków migdałowych

6 dużych jabłek
sok z 1 cytryny
7 łyżek cukru
łyżka cynamonu
łyżeczka prawdziwej esencji waniliowej

Masło zagnieć z mąką, żółtkami i cukrem pudrem. Odstaw do lodówki na pół godziny.
Jabłka obierz, pokrój w drobną kostkę, zalej sokiem z cytryny i wymieszaj z cukrem, wanilią i cynamonem. Odstaw.
Blaszkę prostokątną wyłóż papierem do pieczenia, następnie wylep 2/3 ciasta, podziurkuj widelcem, nagrzej piekarnik do 200 stopni. Na ten czas schowaj ciasto do lodówki. Piecz 10-15 minut.  W międzyczasie do reszty ciasta dodaj płatki migdałowe i odrobinę mąki pełnoziarnistej.
Na upieczony spód wyłóż jabłka i posyp kruszonką. Piecz 30 minut w 180 stopniach, a następine godzinę w 150 stopniach.
Podawaj z lodami lub bitą śmietaną.

...............................................

Mówiłam już, że moje życie to sinusoida?
Raz jest najlepiej, a czasem najgorzej.
Raz jestem najszczęśliwsza, zadowolona, spełniona, mam wszystko,
ale to niestety trwa krótką chwilę.
Czasem jestem bardzo smutna, tęsknię za kimś, za kim nie powinnam, robię coś, czego nie powinnam, jestem kimś kim być nie powinnam.

Lecz ciąglę się czuję jakby mnie zamknięto w klatce i choć umiem latać, zabroniono.

Pomiędzy tym jest stabilizacja szczęścia i smutku, niby nicość, w której się nie myśli, w której się ucieka, zapomina.

Są rzeczy, sprawy, osoby, których nie da się wymazać nawet najlepszą na świecie gumką, których nie można zmienić.


Pozdrawiam,
[muffinka.]




 

niedziela, 8 czerwca 2014

FRANZ KAWKA, jak moja własna kawiarnia.






W bocznej uliczce wrocławskiego rynku, na ulicy Więziennej mieści się FRANZ KAWKA, kawiarnia, w której pracuję. Została otworzona 2 miesiące temu przez dwójkę przesympatycznych architektów - moich szefów :)
Historia o tym, jak załatwiłam sobie spełnienie mojego marzenia jest krótka, ale zabawna, pozostawię ją jednak dla siebie. W każdym bądź razie udało się, kilka dni po dniu próbnym dostałam telefon, że zostałam przyjęta!
I tak zaczęła się moja przygoda w sercu miasta.

Franz Kawka to miejsce z klimatem - ogródek idealny na pierwszą randkę, w środku ceglane ściany, kuchnia skonstuowana tak, że klient widzi, jak się co robi;
z doskonałym jedzeniem (nie podawałabym czegoś, co jest niesmaczne lub wygląda nieatracyjnie) - kanapki ze świeżo wypiekanego pieczywa, croissanty, bruschetty, panini, sałatki, zupa dnia, ciasto dnia (moje!:)), kawy, które nie tylko smakują, ale i magicznie wyglądają, a jeśli nie wiesz na jaką się zdecydować, mamy wiedzę, pomożemy Ci, koktajle, lemoniada i generalnie wszystko w granicach możliwości, co klient sobie zażyczy.

To miejsce dla zabieganych i dla ludzi uprawiających slowfood. Możesz zamówić kanapkę i kawę to go albo zostać na dłuższą bądź krótszą chwilę. Możesz zamówić sobie kilka croissantów do domu (a mamy pełnoziarniste nawet!) albo bagietkę czy ciabatę.

Menu skontruowane jest w taki sposób, że każdy znajdzie coś dla siebie. Nie pracowałabym w miejscu, w którym nie byłoby magii. Miałam kilka propozycji pracy we Wrocławiu, wybrałam tę kawiarnię i jestem zadowolona.
Mogę się rozwijać, słyszeć codziennie opinie ludzi na temat moich ciast i ich uśmiechy na widok kawy i jedzenia.
To wszystko pozwala mi uciec, zapomnieć o tym, o czym trzeba i spełniać się z poczuciem ogromnego szczęścia.

Tak więc zapraszam mieszkańców Wrocławia i wszystkich spoza jego granic, bliższych bądź dalszych, do FRANZ KAWKI na Więziennej 1-4.
(fanpage - klik)




poniedziałek, 2 czerwca 2014

Tarta z kajmakowym kremem, owocami i orzechami.




Kruchy, maślany spód, kajmakowo-mascarponowy krem, truskawki, borówki, migdały w miodzie, ładne, prawda? :)
A przepis podawałam już kiedyś (klik).
 

Tartę oraz 200 innych słodkości robiłam na osiemnastkę na statku, było sporo pracy, ale jeśli o pracę chodzi to.. za bardzo ją lubię :)
Moich wypieków można skosztować we Wrocławiu we Franz Kawce, gdzie można spotkać także mnie (klik). Ale o kawiarni, w której pracuję, nie dziś.
 
Dziś będzie o rzeczach dziwnych, losowych, niespodziewanych zupełnie, nagłych, spontanicznych, które psują tymczasowy, wypracowany porządek, ale czy psują w sensie pozytywnym? Czas pokaże.
 
Raz miałam prawie taką samą sytuację, o której właśnie myślę. Jej finisz był kiepski, ale póki wszystko trwało było naprawdę magicznie. A trwało rok.
Tak naprawdę to nigdy nie wiadomo, nic.
Czy nasze decyzje są dobre?
Czy zachowując się w zgodzie ze sobą nie zranimy nikogo? 
Co to znaczy "zachowywać się w zgodzie ze sobą"?
 
Może to tylko bluzka z wystawy, którą koniecznie musisz mieć, bo uśmiecha się do Ciebie za każdym razem, jak ją widzisz w centrum handlowym. Kupujesz ją, ekscytujesz się, ale po jakimś czasie wszystko mija, znika.
Może to tylko taki chwilowy stan?
 
Może jak już się zacznie komplikować to uda mi się zniknąć, po prostu, bez wytłumaczenia i konsekwencji?
 
 
Pozdrawiam,
[muffinka.]
 
 
PS
Na koniec jeszcze malutki wstęp autorecenzji FRANZ KAWKI przy ulicy Więziennej na wrocławskim rynku. Czyli nasze kawy, ciasta, a to dopiero początek. :)

moje kajmakowe ciasto z lemon curd.

sernik mamy szefa.

małe franze z pastą z tuńczyka, chutneyem z czerwonej cebuli, tapenadą, twarożkiem i łososiem.

espresso macchiato i cantuccini

 

.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...